Zapotrzebowanie na profesjonalne wsparcie/towarzyszenie w żałobie w Niemczech, indywidualne lub w grupie, wydaje się być aktualnie niezmierzone. Tendencja jest wzrostowa… Ostatnie miesiące intensywnej edukacji i pracy coraz częściej prowokowały mnie do szukania odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego właściwie tak jest? Nie prowadziłam zakrojonych badań na ten temat, ten artykuł jest zestawieniem subiektywnych obserwacji i statystyk. Wnioski, jakie mi się nasuwają, przy całym entuzjazmie dla mojej pracy jako towarzyszki w żałobie, napawają mnie jednak smutkiem nad kondycją ludzkiej wspólnoty…
Dr Ruthmarijke Smeding, uznana na arenie międzynarodowej psycholożka , pod koniec lat 80-tych ubiegłego stulecia zaproponowała nowe podejście do poradnictwa po stracie bliskiej osoby, którego sednem było postrzeganie żałoby jako procesu uczenia się i jednego z największych wyzwań w życiu człowieka. Punktem wyjścia do jej rozważań i późniejszych wniosków było podzielenie osób pogrążonych w żałobie na trzy grupy:
• Około 60% samodzielnie radzi sobie ze swoją żałobą i nie potrzebuje profesjonalnego wsparcia,
• Około 30% potrzebuje selektywnego wsparcia w niewielkim zakresie, bez wywierania bezpośredniego wpływu na sam proces
• U około 10% żałoba gdzieś „się wykoleja”. Wskazane jest profesjonalne wsparcie przez pewien okres czasu, dopóki proces przechodzenia żałoby nie powróci na właściwe tory.
Dr Smeding tworzyła swoje teorie w czasach, kiedy towarzyszenie w żałobie (w Niemczech), jako autonomicznej profesji niezwiązanej np. z kościołem, właśnie się kształtowało. Już wtedy można było wybrać pomiędzy wsparciem indywidualnym lub grupowym, a także jego formą. Wspierać w żałobie można (nadal) zarówno w „czterech ścianach”, jak i plenerze: podczas zorganizowanego żałobnego spaceru, spotkania w kawiarni albo górskiej wędrówki.

Chris Paul, niemiecka naukowczyni, autorka i uznana specjalistka „od żałoby”, przywołuje – na podstawie własnych doświadczeń – trochę inne dane. Według niej ok. 85% ludzi radzi sobie z żałobą bez specjalistycznego wsparcia, mając za towarzyszy rodzinę i przyjaciół.
Ponieważ z roku na rok forma udzielania wsparcia w żałobie coraz bardziej się różnicuje (istnieją żałobne grupy muzyczne, taneczne czy artystyczne!), automatycznie zwiększa się liczba i profil odbiorców. I odwrotnie – wyrażanie na głos potrzeb związanych z formą wsparcia w tym procesie sprzyja „eksperymentowaniu” i szukaniu nowych dróg. Z moich obserwacji wynika, że do rożnego rodzaju grup wparcia w żałobie zgłaszają się przede wszystkim osoby, które w swoim procesie żałoby niekoniecznie się „wykoleiły”, ale… czują się osamotnione.
Skąd to poczucie osamotnienia? Na ten temat możnaby napisać książkę… Wymienię tutaj tylko kilka powodów, które zasłyszałam w mojej pracy lub sama ich doświadczyłam.

O Śmierci, Umieraniu, Żałobie się nie mówi. W Niemczech przyjęło się nastawienie, że to tzw. prywatna sprawa. Co to właściwie znaczy? Że te „trudne tematy” w pracy, szkole, na uniwersytecie albo zgrupowaniu sportowym milczeniem zamiata się pod dywan. Nie chcąc komuś przechodzącemu przez proces żałoby „nacisnąć na odcisk” unika się takich rozmów. Efekt tego niestety jest często taki, że takiej osobie schodzi się z drogi w obawie, że zwykłe pytanie „co słychać?” sprowokuje trudną rozmowę lub – co gorsza! – niezręczne milczenie. Biorąc pod uwagę, że większość naszego życia spędzamy jednak poza domem, wśród nie-rodziny, przytłacza wizja tego, że będąc samemu w żałobie nie zawsze możemy liczyć na wsparcie środowiska pracy i sporo energii tracimy na „utrzymanie fasady”…
Z jednej strony to nic niezwykłego, że w procesie żałoby, niczym fala powracać może poczucie wyobcowania… Każdy, ze wsparciem lub bez, przeciera swój wewnętrzny szlak sam (nie musi go jednak przecierać samotnie!). Bywa, że wraz ze śmiercią ukochanej osoby, z różnych powodów, następuje obumarcie więzi socjalnych. Nie każdy chce, może lub potrafi, w imię przyjaźni lub więzów rodzinnych, towarzyszyć w – często turbulentnym i nieprzewidywalnym – procesie żałoby i to na czas nieokreślony…
Być może jeszcze przed śmiercią ukochanej osoby, na przykład ze względu na zaawansowany wiek, środowisko socjalne było już mocno uszczuplone? Dzięki spektakularnym osiągnięciom medycyny, chcąc nie chcąc, żyjemy coraz dłużej, przez co automatycznie spada liczba potencjalnych osób chcących lub mogących nas wspierać, kiedy sami będziemy w podeszłym wieku…
Do poradni w Marburgu zgłasza się sporo studentów, którzy „nie mają dokąd pójść ze swoją żałobą”… Ich rodziny są fizycznie zwykle daleko, podobnie jak przyjaciele z czasów szkolnych. Nowe środowisko studenckie nie radzi sobie jeszcze zwykle z takim „kalibrem”. Poza tym ogólna postawa tej grupy społecznej, czerpiącej z życia garściami, jest odwrotnie proporcjonalne do tego, co młoda osoba po stracie jest w stanie z siebie dać…
Przez myśl przechodzi mi jeszcze globalizacja, która z tak wielu z nas uczyniła „nowoczesnych Nomadów”. Staliśmy się ludźmi żyjącymi w drodze. Kilkakrotnie w ciągu życia zmieniamy pracę, miejsce zamieszkania (lub jedno i drugie), tzw. „bazę”. Wpisuję się w tę grupę, jestem emigrantką. Doświadczenie starty było dla mnie jednym z najcięższych emigranckich doświadczeń w ogóle, bo po wielokroć spotęgowało i tak obecne poczucie wyobcowania, oderwania od korzeni, tęsknoty za DOMEM.
Ta lista niestety nie jest kompletna…
Podczas 10-ego Marburskiego Sympozjum Medycyny Paliatywnej i Hospitacji, które w tym roku nosiło tytuł: „Ponieważ mało to o tym mówi…Dlaczego Śmierć i Umieranie wciąż są tematami tabu?„, zapadła mi w pamięć m.in. wypowiedź Williego Petera Heuse, właściciela domu pogrzebowego we Frankfurcie nad Menem, który w tym nowym formacie życia, wystawiającym nas na samotność, również upatruje jednego z powodów nieradzenia sobie ze stratą. Według przywołanych przez niego statystyk aktualnie 50% (!) gospodarstw domowych we Frankfurcie to tzw. gospodarstwa jednoosobowe. Szokujące, prawda?

Mówi się, że żeby wychować dziecko, potrzebna jest cała wioska… Z tym, w obecnych czasach, bywa krucho. A to samo, według mnie, dotyczy śmierci i żałoby. Osobom przychodzącym na spotkania grup żałobnych, ale także jednoosobowe konsultacje, często „po prostu” brakuje kolektywu, grupy wsparcia, wspólnoty… Problem w tym, że profesjonalny towarzysz czy towarzyszka w żałobie, grupa wsparcia, oraz każda inna forma profesjonalnego wspierania, nigdy nie zastąpią wspierających przyjaciół, sąsiadów, koleżanek i kolegów z pracy czy członków rodziny. Mogą być tylko ich uzupełnieniem.
Literatura:
Ruthmarijke Smeding / Margarete Heitkönig-Wilp (Hg.), Trauer erschließen – eine Tafel der Gezeiten, Der Hospiz Verlag, Esslingen, 2023
Chris Paul, Keine Angst vor fremden Tränen! Trauernden begegnen, Gütersloher Verlagshaus, 2013
Dodaj komentarz