Pogrzeb myszy, czyli dlaczego warto rozmawiać z dziećmi o śmierci

Awatar Kamila
, , , ,

W naszym domu regularnie rozmawia się o śmierci. I nie tylko o niej. O umieraniu, stracie, żałobie… Nie jest w naszym domu tajemnicą, że każde z nas, prędzej czy później, ale Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ, umrze. Nie są to rozmowy z cyklu „rodzicielskich pogadanek uświadamiających”, jak w przypadku seksu i trudnego pytania „skąd się biorą dzieci?”. Są to spontaniczne i wynikające z kontekstu szczere rozmowy o życiu.

Być może wynika to z wykonywanej przeze mnie pracy jako towarzyszki i doradczyni w procesach żałoby? Siłą rzeczy ta „praca” przekracza próg naszego domu, raczej nie w formie mojego monologu i sprawozdania z „towarzyszenia” (czego staram się unikać), ale w bardziej subtelny sposób. Jak nie sięgnąć okiem w niemal każdym pomieszczeniu w naszym domu znajduje się coś (książka, przedmiot, obraz…) o tematyce związanej ze śmiercią. Uwielbiam (również sama czytać) kolorowe książki dla dzieci, również na te trudne tematy, dlatego nie brak ich u nas.

Foto: Kamila Bojarska / często „porzucam” nowe książki na stole kuchennym. Są zawsze pod ręką, można – jedząc kanapkę – np. poczytać trochę o śmierci.

Być może ma to też związek z tym, że nie owijam w bawełnę? Dzieci mają bezbłędne antenty wyłapujące wszelkie zmiany: w nastroju, mimice a nawet intonacji głosu… Nie zawsze jest łatwo otwarcie powiedzieć, że coś jest nie tak. Ale przyznawanie sie przed dzieckiem (i samym sobą!) do trudnych emocji wychodzi zwykle wszystkim na zdrowie. Dlatego staram się w prosty i szczery sposób odpowiadać na „trudne” pytania.

Nie tak dawno rozmawiałam przez telefon z mamą przyjaciółki mojej córki. To, co z naszej rozmowy moja córka mogła „wyłapać”, to mój zmartwiony i współczujący głos oraz wszystkie „ojej”, „tak mi przykro…”, oraz „to trudny czas dla Ciebie”. Dlatego po skończeniu rozmowy zadała uzasadnione pytanie: „czy coś się stało?” Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: tak, w Święta zmarł wujek Lary. A dwa tygodnie po nim jego brat… Nie uważam, że informowanie dzieci o takich faktach i związanych z nimi trudnych emocjach jest „sprawą dorosłych”, „nie twoją sprawą”, a już z całą pewnością żadnym „nic”!

Foto: Kamila Bojarska / kocia galeria w łazience. A skoro koty, to i jeden z ich atrybutów: trupia czaszka symbolizująca śmierć. W końcu w mitologii słowiańskiej kot uważany był za strażnika podziemnego świata, który ma zdolność przemieszczania się pomiędzy światem żywych a umarłych.

W końcu – może naturalne rozmowy o śmierci w naszym domu wynikają z naszych wspólnych, trudnych doświadczeń po nagłej i tragicznej śmierci mojego taty? Cały nasz rodzinny system musiał się z tym zmierzyć i „przeprogramować”. Było ciężko, ale „daliśmy radę”, bo od początku ten temat po prostu istniał i istnieje do dziś.

Myślę, że to tak naprawdę wypadkowa wszystkich tych okoliczności. Niech dzisiejsza scenka posłuży jako ilustracja takich rozmów:

Moja 11-letnia córka przyszła ze szkoły nieco spóźniona, za to w doskonałym humorze. Przykraczając próg domu zapytała retorecznie: na pewno się zastanawiasz, dlaczego się spóźniłam? Potwierdziłam. „Pochowałam martwą mysz!” – odpowiedziała, a jej buzię rozpromienił uśmiech. Moja rekacja: no fajnie, a udekorowałaś jakoś jej grób? Jakimś listkiem chociaż? (zadając to pytanie przypomniał mi się zorganizowany przez nas w lecie ubiegłego roku pogrzeb żuka jelonka rogacza, którego na ulicy pod naszym domem przejechało auto. Jego zrobiony z trawy nagrobek przystroiłyśmy kwiatkami i liśćmi). „Nie, ale zrobiłam mu z patyczków krzyżyk”. „Też super” – odpowiedziałam z jednej strony rozczulona, a z drugiej szczerze rozbawiona.

Foto: Kamila Bojarska / wprawne oko dostrzeże mysi grób

Nie jestem psycholożką, ani terapeutką, jestem „tylko” mamą. Z moich subiektywnych obserwacji wynika, że jeśli my, dorośli, nie przeszkadzamy za bardzo dzieciom w ich rozwoju, one instynktownie czują, jak reagować w trudnych sytuacjach. Są również bardzo uważnymi obserwatorami i słuchaczami. To naturalne, że na swój sposób próbują naśladować nasze zachowanie. To trochę jak trening przed podobnymi sytuacjami w życiu dorosłym i myślę, że dobrze jest takie próby dopuścić. To w końcu od nas, w dużej mierze, zależy, jak przejdą kiedyś przez proces żałoby np. po naszej śmierci.

Po tej miłej wymianie z moją córką musiałam ponownie sięgnąć po wspaniałą książkę szwedzkiego autora Ulfa Nilssona z ilustracjami Evy Eriksson (póki co niedostępnej w języku polskim) „Najlepsze pogrzeby świata” (Alla döda små djur / Die besten Beerdigungen der Welt). Książka jest lekka, zabawna, ale i poważna. Opowiada historię trójki dzieci, które pewnego nudnego letniego dnia wpadają na pomysł organizowania pogrzebów martwym zwierzętom z sąsiedztwa i okolicy. Tak powstaje „Spółka pogrzebowa”. W końcu, jak słusznie zauważa Ester – pomysłodawczyni i CEO w jednym – „świat jest pełen trupów i ktoś musi się o nie zatroszczyć”.

Ulf Nilsson, Eva Eriksson, Najlepsze pogrzeby świata
„Ester zawsze była bardzo odważna. A ja byłem mały. Bałem się i życia i śmierci. Nawet nie znałem nikogo, kto byłby martwy.”

Dzieci są w różnym wieku i na różnym etapie pojmowania tego, czym jest (lub nie jest) śmierć. Dla najmłodszego Putte jest czymś wciąż niepojętnym. Po pogrzebie Nuffe, chomika sąsiadki, której bardzo trudno pogodzić się ze śmiercią pupila, dla dodania jej (i byc może też sobie?) otuchy stwierdza: „kiedy Nuffe poczuje się lepiej, wykopiemy go. Dokładnie tak zrobimy!”.

Konfrontacja ze śmiercią na własnych zasadach, obcowanie z nią w niewymuszony sposób, poznawanie tego misterium poprzez, w gruncie rzeczy, zabawę sprawia, że ta trójka pozbywa się lęków i uprzedzeń. „Spółka pogrzebowa” istnieje dokładnie jeden dzień. Temat został przez dzieci wyczerpany, ciekawość zaspokojnoa, nuda pokonana. Następnego dnia postanawiają zająć się czymś zupełnie innym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *