„Chodzenie na groby”. O prostocie i głębi tego rytuału.
O tym, jaka siła może płynąć z tego prastarego rytuału, przekonałam się dopiero po wielu latach spędzonych na emigracji, na której o groby dba się raczej „z urzędu”. Osobiście nie znam osób urodzonych lub wychowanych w Polsce, które z tą tradycją nie miałyby styczności i która nie wzbudzałaby żadnych emocji. Co roku w okolicach 1 listopada cmentarze toną w blasku świec i kwiatów. Czy to ekologiczne, czy to potrzebne, czy to na czasie, czy to aby wszystko nie za dużo…? I tak, i nie. Z pewnością dla większości osób angażujących się w dbanie o groby swoich bliskich jest to fundament podtrzymujący więź z nimi, a listopadowe Święto Zmarłych i Dzień Zaduszny stanowią jego spektakularną i piękną oprawę.
Podczas październikowego spaceru z pewną dziennikarką, pogrążone w rozmowie, mijałyśmy kolejne alejki zielonogórskiego cmentarza. Od czasu do czasu spomiędzy grobów wyłaniali się pochłonięci pracą ludzie, kobiety i mężczyźni. Wyraźnie się „krzątali”: myli, czyścili, grabili, sadzili i dekorowali miejsca spoczynku swoich bliskich, rodzin, przyjaciół, sąsiadów. Ewa, dziennikarka, zadała mi pytanie, jakie sprawia to na mnie wrażenie. Oprócz tego, że wywołuje pozytywne emocje, nie miałam na nie innej odpowiedzi.
Kierując się do wyjścia, „zagadała” nas pewna wyraźnie poruszona i zmartwiona pani, skarżąc się, że po raz kolejny ukradziono coś z grobu jej bliskich. Pewnie chodziło o jakąś błahostkę – bukiet kwiatów lub znicz. Ale dla tej pani była to odczuwalna strata, z którą najwyraźniej musi mierzyć się co najmniej raz w roku. Od kilku tygodni wracam w myślach do tego spotkania, starając się zgłębić fenomen „chodzenia na groby”.

Wspomnienie osób na zielonogórskim cmentarzu zaangażowanych w pielęgnację grobów przywołało skojarzenie z praktykowanym niegdyś myciem i ubieraniem ciała zmarłego przez najbliższych. Te dwie czynności są sobie bardzo pokrewne. Niegdyś zupełnie naturalne, dziś mogą wywoływać pewien opór i niezrozumienie. Sama nie czuję się związana z miejscem pochówku moich bliskich… Być może właśnie dlatego, że nie brałam udziału w czynnościach związanych z tza. ostatnią posługą? Odnoszę wrażenie, że dbanie o groby jest dla wielu osób mostem łączącym te dwa wydarzenia: śmierć i związane z nią czynności pielęgnacyjne, a także pośmiertna troska o utrzymanie więzi ze zmarłym, manifestowana właśnie w taki sposób – poprzez powielanie podobnych czynności. Zatroskany wyraz twarzy pani, którą spotkałyśmy na cmentarzu, rozumiem dzisiaj jako żal o to, że przeszkodzono jej w dopełnieniu rytuału pielęgnacji i pamięci do końca. Ktoś go bezmyślnie przerwał, zniszczył, zbeszcześcił…
Dbanie o groby ma dla mnie jeszcze jeden, historyczny wymiar. W czasach przedchrześcijańskich groby stanowiły granicę pomiędzy światem żywych i umarłych. Ta cezura była jasno ustalona. Przekraczanie jej musiało być zakończone rytuałami oczyszczającymi (w judaizmie takim rytuałem jest mycie rąk po opuszczeniu cmentarza). Nie mogę się oprzeć tej myśli, że pielęgnacja grobów może również mieć taki metafizyczny wymiar, z pogranicza światów: dbanie o utrzymanie świata żywych i umarłych w porządku, o nieprzekraczanie granic. Dzisiaj te granice się upłynniają, co ma wiele uzasadnień. W Niemczech (w niektórych krajach związkowych) można być pochowanym w lesie, pod drzewem, prochy mogą być wsypane do rzeki, morza, przerobione na diament albo ustawione w regale z książkami. To upłynnienie ma spore konsekwencje dla tych, którzy „zostają”. Bo jeśli nie ma grobu, o który można dbać, albo poczucia więzi z miejscem pochówku (bo np. nie brało się udziału w czynnościach pośmiertnych), trzeba sobie znaleźć albo wymyslić nowy rytuał spajający te dwa światy. A to, jak pokazują moje doświadczenia z towarzyszenia w procesach żałoby, potrafi uskrzydlić albo… przytłoczyć. Niebagatelną zaletą dawnych rytuałów było to, że spajały i wzmacniały kolektyw.

Długo się zastanawiałam nad tym, czy chodzenie na groby bez kontekstu jest tylko wydmuszką – sztafażem do robienia fajnych zdjęć… Dla niektórych pewnie tak. Sądzę jednak, że uważne pobycie na polskim cmentarzu w październikowo-listopadowe dni i wieczory, obserwacja zaangażowanych w pielęgnację grobów ludzi, rozmoway z nimi i „nasiąknięcie” tą atmosferą może pomóc w zrozumieniu prostoty i głębi tego rytuału.
